Kolejna seria wyjazdowa Knicks
rozpoczęła się w Memphis. Można próbować wymyślić inny opis, ale zawsze będzie
to jedno skojarzenie – powrót Coacha Fizdale’a na stare śmieci. Tutaj dostał
pierwszą szansę jako head coach w NBA. Tutaj zrobił Play offy. Tutaj reaktywował
karierę Tyreke’a Evansa. I tutaj, koniec końców, został trochę niesprawiedliwie
potraktowany – akurat reprezentuję obóz, który uważa, że jego zwolnienie z
Grizzlies było przedwczesne. Take that for data. Zgodnie z regułą, że zwycięskiego
składu się nie zmienia, Knicks znowu wyszli pierwszą piątką – Mudiay, Hardaway
Jr, Hezonja, Vonleh, Kanter.
Knicks fatalnie zaczęli drugą
kwartę. Poza Kanterem i Trierem nikt nie potrafił znaleźć drogi do kosza. Po
drodze dwa razy przekroczyli limit czasu na akcję oraz zanotowali kilka prostych
strat. Grizzlies nie grali oszałamiającej koszykówki, ale potrafili regularnie
wykorzystywać swoje posiadania i dzięki temu dodali kilka kolejnych punktów do
swojej przewagi (największa różnica wynosiła 12 punktów). Na parkiet zaczęli
wracać gracze pierwszej piątki Knicks. Szczególnie powrót Vonleh był odczuwalny
– Grizzlies mniej grali pod kosz, a częściej rzucali z dystansu (oczywiście do
momentu powrotu Gasola na parkiet w końcówce). Tyle, że w ataku Knicks nadal
mieli problemy z przechytrzeniem rywali. Na koniec drugiej kwarty było 52:43
dla Grizzlies.
Oba zespoły niemrawo rozpoczęły
drugą połowę. Dzięki punktom Mudiaya i Hardawaya Jr gościom udało się nawet na
chwilę zredukować przewagę. Tyle, że zaraz po tym Grizzlies zanotowali serię
trafionych rzutów z dystansu i odskoczyli na 13 punktów. Knicks zagrali bardzo
dobry fragment w połowie kwarty. Dobrze bronili, a w ataku bardzo skuteczni
byli Kanter i Hardaway Jr. Gościom udało się wyrównać wynik spotkania. Grizzlies
wpadli w niezły dołek w ataku – mieli problemy nawet ze zdobywaniem punktów
spod kosza. Nowojorczycy wykorzystali okazję i wyszli na 7-punktowe prowadzenie.
Pomimo słabszego początku, w tej części gry goście nie popełnili żadnej straty.
Po trzeciej kwarcie Knicks prowadzili 78:71.
Po wyrównanym początku czwartej
kwarty, w pewnym momencie Knicks trafili na defensywną ścianę Grizzlies.
Gospodarze zaliczyli imponującą serię kilku bloków z rzędu w kolejnych akcjach.
W tym aspekcie wyróżniali się Jaren Jackson Jr (łącznie 7 bloków) i Marc Gasol
(łącznie 5 bloków). Z przewagi Knicks nie zostało nic. Gdy do końca zostało 3,5
minuty, Conley trafił 2 rzuty wolne i gospodarze pierwszy raz prowadzili w
czwartej kwarcie. Kluczową akcją w końcówce był przechwyt Burke’a i punkty po
wsadzie Mudiaya (2+1). Grizzlies próbowali gonić rzutami z dystansu i faulami
na graczach gości. Ale nowojorczycy perfekcyjnie wykonywali wolne i nie oddali
prowadzenia. Ostatecznie Knicks wygrali 103:98. Warto podkreślić, że w całym
meczu goście popełnili tylko 7 strat. Brawo.
Oceny indywidualne:
Enes Kanter (21 pkt, 26 zb, 3 as) – zdemolował rywali na tablicach.
W trzeciej kwarcie był kluczowym zawodnikiem w ataku. Niestety, w obronie nie
radził sobie z Gasolem.
Noah Vonleh (7 pkt, 6 zb, 2 as, 1 bl) – w pierwszej połowie miał
problemy z faulami. I było to widać w obronie. Na ten moment jest kluczowym
graczem w rotacji podkoszowych. Włożył mnóstwo energii w walkę z Jacksonem Jr i
Gasolem. Nie miał zbyt wielu okazji na błyśnięcie w ataku.
Mario Hezonja (4 pkt, 4 zb, 1 as) – jak nie zdobywał punktów, tak
dalej nie zdobywa. Jak mu uciekali kryci przez niego zawodnicy, tak dalej mu
uciekają. I jeszcze dwie straty zaliczył. Starter pack.
Tim Hardaway Jr (22 pkt, 1 zb, 2 as) – tym razem uzbierał sobie
punkty przez cały mecz (nie miał żadnej serii). Razem z Kanterem wyciągnął
Knicks na prowadzenie w trzeciej kwarcie. Solidny mecz w obronie, ale tym razem
miał łatwiejsze zadanie.
Emmanuel Mudiay (17 pkt, 4 as, 2 zb, 1 prz, 1 bl) – dobre zawody. W
ataku po raz kolejny był skuteczny. Brawa za ten kluczowy wsad w końcówce meczu. Jest progres z asystami, ale do regularnego
rozgrywania jeszcze sporo brakuje (a akurat na to mógł sobie w ostatnim czasie
popatrzeć – najpierw Holiday, teraz Conley). Solidny mecz w obronie, choć parę
razy rywale mu uciekli na zasłonie.
Trey Burke (15 pkt, 3 as, 3 zb, 2 prz, 1 bl) – niemiłosiernie
objeżdżany przez Conleya. Ale zaliczył dwie kluczowe akcje w obronie w końcówce
– przechwyt i wybicie piłki. W ataku też wyglądał tak sobie, miał słabiutką
skuteczność (3/15 z gry). W końcówce bezbłędnie trafiał rzuty wolne.
Allonzo Trier (10 pkt, 4 zb, 1 as, 1 bl) – ze względu na świetnie
blokujących Grizzlies w tym meczu sobie nie poszalał (dostał 5 czap). Radził
sobie z kryciem przeciwników na obwodzie.
Frank Ntilikina (7 pkt, 1 as, 6 zb) – zmiana koncepcji przez trenera
(miejmy nadzieję, że tymczasowa). Już kolejny mecz Frank wchodzi na boisko
tylko gdy niezbędne jest wzmocnienie obrony. I z tego zadania po raz kolejny
wywiązał się bez zarzutu.
Mitchell Robinson (2 zb, 1 prz) – w pierwszej połowie nie grał dużo
przez faule. W drugiej połowie nie grał dużo przez dyspozycję Kantera. Na ten
moment kiepsko wychodzi mu gra przeciwko silniejszym centrom.
Kevin Knox (2 zb, 1 bl) – w ogóle nie dojechał na ten mecz. Wszedł,
szybko złapał faule i zszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz