środa, 28 listopada 2018

Memphis Grizzlies - New York Knicks 98:103


Kolejna seria wyjazdowa Knicks rozpoczęła się w Memphis. Można próbować wymyślić inny opis, ale zawsze będzie to jedno skojarzenie – powrót Coacha Fizdale’a na stare śmieci. Tutaj dostał pierwszą szansę jako head coach w NBA. Tutaj zrobił Play offy. Tutaj reaktywował karierę Tyreke’a Evansa. I tutaj, koniec końców, został trochę niesprawiedliwie potraktowany – akurat reprezentuję obóz, który uważa, że jego zwolnienie z Grizzlies było przedwczesne. Take that for data. Zgodnie z regułą, że zwycięskiego składu się nie zmienia, Knicks znowu wyszli pierwszą piątką – Mudiay, Hardaway Jr, Hezonja, Vonleh, Kanter.
Początek meczu bardzo wyrównany. Większość punktów zdobywana była z akcji pod koszem. Po stronie Knicks szczególnie aktywni byli Hardaway Jr i Mudiay (w końcu skuteczni od początku meczu). Niestety Vonleh szybko złapał dwa faule i musiał go zmienić Robinson (który również szybko złapał dwa przewinienia). Obrona Knicks miała sporo problemów z powstrzymywaniem podkoszowych Grizzlies – Marca Gasola i Jarena Jacksona Jr. Gospodarze odskoczyli na kilka punktów. Dobrą zmianę dla Knicks dał Ntilikina, który poza solidną obroną, był również skuteczny w ataku (nawet pomimo tego okropnego airballa z czystej pozycji). Po pierwszej kwarcie Grizzlies prowadzili 26:21.
Knicks fatalnie zaczęli drugą kwartę. Poza Kanterem i Trierem nikt nie potrafił znaleźć drogi do kosza. Po drodze dwa razy przekroczyli limit czasu na akcję oraz zanotowali kilka prostych strat. Grizzlies nie grali oszałamiającej koszykówki, ale potrafili regularnie wykorzystywać swoje posiadania i dzięki temu dodali kilka kolejnych punktów do swojej przewagi (największa różnica wynosiła 12 punktów). Na parkiet zaczęli wracać gracze pierwszej piątki Knicks. Szczególnie powrót Vonleh był odczuwalny – Grizzlies mniej grali pod kosz, a częściej rzucali z dystansu (oczywiście do momentu powrotu Gasola na parkiet w końcówce). Tyle, że w ataku Knicks nadal mieli problemy z przechytrzeniem rywali. Na koniec drugiej kwarty było 52:43 dla Grizzlies.
Oba zespoły niemrawo rozpoczęły drugą połowę. Dzięki punktom Mudiaya i Hardawaya Jr gościom udało się nawet na chwilę zredukować przewagę. Tyle, że zaraz po tym Grizzlies zanotowali serię trafionych rzutów z dystansu i odskoczyli na 13 punktów. Knicks zagrali bardzo dobry fragment w połowie kwarty. Dobrze bronili, a w ataku bardzo skuteczni byli Kanter i Hardaway Jr. Gościom udało się wyrównać wynik spotkania. Grizzlies wpadli w niezły dołek w ataku – mieli problemy nawet ze zdobywaniem punktów spod kosza. Nowojorczycy wykorzystali okazję i wyszli na 7-punktowe prowadzenie. Pomimo słabszego początku, w tej części gry goście nie popełnili żadnej straty. Po trzeciej kwarcie Knicks prowadzili 78:71.
Po wyrównanym początku czwartej kwarty, w pewnym momencie Knicks trafili na defensywną ścianę Grizzlies. Gospodarze zaliczyli imponującą serię kilku bloków z rzędu w kolejnych akcjach. W tym aspekcie wyróżniali się Jaren Jackson Jr (łącznie 7 bloków) i Marc Gasol (łącznie 5 bloków). Z przewagi Knicks nie zostało nic. Gdy do końca zostało 3,5 minuty, Conley trafił 2 rzuty wolne i gospodarze pierwszy raz prowadzili w czwartej kwarcie. Kluczową akcją w końcówce był przechwyt Burke’a i punkty po wsadzie Mudiaya (2+1). Grizzlies próbowali gonić rzutami z dystansu i faulami na graczach gości. Ale nowojorczycy perfekcyjnie wykonywali wolne i nie oddali prowadzenia. Ostatecznie Knicks wygrali 103:98. Warto podkreślić, że w całym meczu goście popełnili tylko 7 strat. Brawo.

Oceny indywidualne:
Enes Kanter (21 pkt, 26 zb, 3 as) – zdemolował rywali na tablicach. W trzeciej kwarcie był kluczowym zawodnikiem w ataku. Niestety, w obronie nie radził sobie z Gasolem.
Noah Vonleh (7 pkt, 6 zb, 2 as, 1 bl) – w pierwszej połowie miał problemy z faulami. I było to widać w obronie. Na ten moment jest kluczowym graczem w rotacji podkoszowych. Włożył mnóstwo energii w walkę z Jacksonem Jr i Gasolem. Nie miał zbyt wielu okazji na błyśnięcie w ataku.
Mario Hezonja (4 pkt, 4 zb, 1 as) – jak nie zdobywał punktów, tak dalej nie zdobywa. Jak mu uciekali kryci przez niego zawodnicy, tak dalej mu uciekają. I jeszcze dwie straty zaliczył. Starter pack.
Tim Hardaway Jr (22 pkt, 1 zb, 2 as) – tym razem uzbierał sobie punkty przez cały mecz (nie miał żadnej serii). Razem z Kanterem wyciągnął Knicks na prowadzenie w trzeciej kwarcie. Solidny mecz w obronie, ale tym razem miał łatwiejsze zadanie.
Emmanuel Mudiay (17 pkt, 4 as, 2 zb, 1 prz, 1 bl) – dobre zawody. W ataku po raz kolejny był skuteczny. Brawa za ten kluczowy wsad w końcówce meczu. Jest progres z asystami, ale do regularnego rozgrywania jeszcze sporo brakuje (a akurat na to mógł sobie w ostatnim czasie popatrzeć – najpierw Holiday, teraz Conley). Solidny mecz w obronie, choć parę razy rywale mu uciekli na zasłonie.
Trey Burke (15 pkt, 3 as, 3 zb, 2 prz, 1 bl) – niemiłosiernie objeżdżany przez Conleya. Ale zaliczył dwie kluczowe akcje w obronie w końcówce – przechwyt i wybicie piłki. W ataku też wyglądał tak sobie, miał słabiutką skuteczność (3/15 z gry). W końcówce bezbłędnie trafiał rzuty wolne.
Allonzo Trier (10 pkt, 4 zb, 1 as, 1 bl) – ze względu na świetnie blokujących Grizzlies w tym meczu sobie nie poszalał (dostał 5 czap). Radził sobie z kryciem przeciwników na obwodzie.
Frank Ntilikina (7 pkt, 1 as, 6 zb) – zmiana koncepcji przez trenera (miejmy nadzieję, że tymczasowa). Już kolejny mecz Frank wchodzi na boisko tylko gdy niezbędne jest wzmocnienie obrony. I z tego zadania po raz kolejny wywiązał się bez zarzutu.
Mitchell Robinson (2 zb, 1 prz) – w pierwszej połowie nie grał dużo przez faule. W drugiej połowie nie grał dużo przez dyspozycję Kantera. Na ten moment kiepsko wychodzi mu gra przeciwko silniejszym centrom.
Kevin Knox (2 zb, 1 bl) – w ogóle nie dojechał na ten mecz. Wszedł, szybko złapał faule i zszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz