Return to Mecca. Rywalem New
Orleans Pelicans (dawno z nimi nie graliśmy). Ostatnie spotkanie między tymi
zespołami było wyrównane i dostarczyło sporo emocji (niestety, koniec końców
przede wszystkim negatywnych). Czy Knicks odrobili swoją pracę domową na temat
Pelicans? Czy Coach Fizdale znalazł sposób na ograniczenie Anthony’ego Davisa
(bo na jego zatrzymanie nie ma co liczyć)? Ale po kolei – Knicks znowu
rozpoczęli piątką Mudiay, Hardaway Jr, Hezonja, Vonleh, Kanter. Może Coach
Fizdale jest przesądny? Od momentu pojawienia się Mario w S5, Knicks zagrali
dwa wyrównane mecze.
Knicks dobrze zaczęli drugą
kwartę. Nie pozwalali oddawać rywalom rzutów z łatwych pozycji. W ataku grę
prowadził Trier ze wsparciem od Vonleh. Dzięki dobrej skuteczności (w tym z
dystansu), nowojorczycy wyszli na prowadzenie. Trzeba oddać, że bardzo fajnie
oglądało się Knicks mocno walczących w obronie. Do niewielu zawodników można
było się przyczepić. W ataku gra Knicks nadal opierała się głównie na
indywidualnych akcjach Triera. Jednak dzięki bardzo skutecznej końcówce w
wykonaniu Anthony’ego Davisa, na koniec pierwszej połowy Pelicans prowadzili 60:59.
Trzecia kwarta zaczęła się od
wymiany ciosów w ataku. W pewnym momencie Hardaway Jr próbował za wszelką cenę
się wstrzelić (nieskutecznie) i Pelicans to wykorzystali – odskoczyli na 9
punktów. Na szczęście od początku drugiej połowy aktywny i skuteczny był
Mudiay. Po trafieniach jego i Hardawaya Jr (w końcu – w 12 próbie) straty
zostały zredukowane do jednego kosza. Do końca kwarty znowu byliśmy świadkami
wyrównanego spotkania. Po trzeciej części meczu Pelicans prowadzili 90:87.
Czwartą kwartę oba zespoły
zaczęły od problemów ze skutecznością w ataku. Nieznacznie lepsi pod tym
względem byli goście i dzięki temu udało im się zwiększyć przewagę. W połowie
ostatniej kwarty prowadzili 9 punktami. Wtedy do gry włączył się Mudiay i
przejął mecz w ataku (oczywiście ze wsparciem skutecznego przez cały mecz Triera).
Gospodarze znowu wzmocnili obronę i nie pozwalali rywalom na łatwe rzuty. Na
dwie minuty przed końcem Knicks wyszli na prowadzenie. I do końca już go nie
oddali. Gospodarze wygrali 114:109.
Oceny indywidualne:
Enes Kanter (17 pkt, 12 zb, 2 as, 3 bl, 1 prz) – w obronie, przy
akcjach 1 na 1 wyglądał jeszcze znośnie. Przy dynamicznych akcjach zespołowych
był bezradny jak waleń na plaży (Holiday go sobie upatrzył). Ale trzeba mu
oddać, że nękał rywali swoimi akcjami pod koszem (m.in. wymusił dwa faule
Davisa).
Noah Vonleh (14 pkt, 11 zb, 5 as, 2 bl, 2 prz) – miał zaszczyt
obserwowania gry Anthony’ego Davisa z pozycji gracza kryjącego. Znowu dobry
mecz w ataku. W zespole nie ma większego walczaka na tablicach. Plus za
dostrzeganie partnerów (ciekawe czy ten airball, który złapał Mudiay i trafił
spod kosza, był zaliczony jako asysta).
Mario Hezonja (2 pkt, 3 zb, 1 as, 2 prz) – na ten moment jest
statystą na parkiecie. Niewidoczny w ataku, niewidoczny w obronie (przede
wszystkim dla rywali). Nieporozumienie.
Tim Hardaway Jr (7 pkt, 1 zb, 4 as) – niestety dramat w ataku (2/15
z gry). W trzeciej kwarcie na siłę próbował się wstrzelić i odpalał kolejne cegły.
Natomiast bardzo dobrze spisywał się w obronie. Był czujny i aktywny, nie
odpuszczał rywalom.
Emmanuel Mudiay (27 pkt, 2 as, 7 zb, 4 prz) – Holiday zabrał go na
wakacje na obóz survivalowy (hehe, żarcik, ale jestem fajny). Ale był czujny i
dzięki temu łapał przechwyty (szczególnie ten jeden kluczowy w końcówce). Przez
cały mecz solidnie w ataku, ale fajerwerki dopiero odpalił w końcówce meczu, kiedy
to niemal w pojedynkę w ataku dogonił Pelicans. Szkoda, że nie rozgrywał.
Frank Ntilikina (5 pkt, 2 as, 2 zb, 2 bl) – w tym momencie jest
zawodnikiem zadaniowym. Na początku wszedł, żeby kryć Holidaya. I świetnie wywiązał
się z tego zadania. W ogóle zagrał prawie perfekcyjnie w obronie. Tylko nadal smutno
patrzeć na jego grę w ofensywie.
Trey Burke (7 pkt, 1 as, 2 zb) – tym razem brakowało skuteczności w
ataku. Jedna asysta (alley oop do Robinsona) to trochę żenada dla
rozgrywającego. W obronie rywale robili z niego wiatrak.
Mitchell Robinson (5 pkt, 1 zb, 1 as, 2 bl) – niestety szybko łapał
faule. A szkoda, bo rywale czuli jego oddech na swoich plecach. Przypadkiem wyłączył
z gry Davisa (spadł mu na nogę i musiał opuścić grę na część trzeciej i
czwartej kwarty).
Allonzo Trier (25 pkt, 8 zb, 4 as) – w przekroju całego meczu, najlepszy
i najrówniej grający w ataku gracz Knicks. W drugiej kwarcie to tylko on
istniał w ataku. Nie bał się wziąć na siebie odpowiedzialności. Bardzo solidnie
wyglądał w obronie.
Kevin Knox (5 pkt, 1 zb, 1 bl) – miał problemy z silniejszymi
Randle’m i Miroticiem. Przez to miał problemy z faulami. W ataku również mecz
bez wyrazu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz