piątek, 30 listopada 2018

Philadelphia 76ers - New York Knicks 117:91


Ostatnim przystankiem w tej serii wyjazdowej będzie Philadelphia. Ciekawy pojedynek – gospodarze to zespół, który w erze „po Iversonie” zniósł wiele porażek, żeby zbudować rotację w oparciu o draft. Raz było lepiej, raz gorzej, ale koniec końców udało się stworzyć trzon. Dodanie Jimmy’ego Butlera do składu, to zagranie typu „sprawdzam” dla młodych liderów, trenera i managementu. To już jest walka o mistrzostwo Konferencji Wschodniej, a nie o jak najwyższy pick w drafcie. W sporej części Knicks chcą podążyć tą drogą. Tylko trzeba zadać pytanie, czy w nowojorskim piekiełku są wystarczające pokłady cierpliwości? Oby tak było. Tymczasem Knicks znowu rozpoczęli spotkanie piątką Mudiay, Hardaway Jr, Hezonja, Vonleh, Kanter.
Już pierwsze dwie akcje Sixers pokazały, że to będzie ciężki mecz. Najpierw Embiid po akcji post up trafił półhakiem nad Kanterem, a po chwili Simmons minął Hezonję jak dziecko i skończył layupem. W początkowej fazie meczu, Knicks zdobywali punkty niemal wyłącznie spod kosza. Spustoszenie siał Redick i przez to Sixers uzyskali niewielką przewagę. W środkowej części kwarty dobre zawody rozgrywał Hezonja, który zdobył 10 punktów dla Knicks. I tylko on. Niestety Sixers regularnie znajdowali drogę do kosza (bardzo słaba obrona gości w tym fragmencie) i przed końcówką prowadzili już 7 punktami. W ostatniej części tej kwarty jeszcze mocniej zaznaczyła się przewaga gospodarzy. Na trafienia Sixers odpowiadał tylko Trier akcjami indywidualnymi. I tak po pierwszej kwarcie gospodarze prowadzili 41:27. Trochę katastrofa dla Knicks.
Na początku drugiej kwarty, Knicks nadal mieli poważne problemy ze skutecznością, pomimo dobrych pozycji. Gospodarze nie przepuścili tej szansy i ich przewaga szybko urosła do 20 punktów. Redick urządził obwodowym Knicks trening z biegania na zasłonach. Pojawienie się Dotsona na parkiecie trochę polepszyło grę w obronie. Natomiast w ataku wychodziły im pojedyncze akcje – najczęściej po kontrach. Sixers cały czas kontrolowali sytuację. Końcówka to popis ze strony Embiida, który co chwilę pokazywał Kanterowi, jak słabym jest obrońcą. Do przerwy Sixers prowadzili 68:48. I tak to był łagodny wymiar kary dla gości.
Trzecią kwartę Knicks rozpoczęli solidną obroną. Nie zostawiali Sixers otwartych pozycji. Tylko, że to nie dawało żadnych efektów na tablicy wyników, gdyż gra w ataku wyglądała tragicznie. Hardaway Jr nadal za wszelką cenę próbował się wstrzelić (spoiler alert – nie wstrzelił się). Goście nie byli w stanie niczym zaskoczyć obrony rywali. I tak duża przewaga Sixers utrzymywała się. Po kilku skutecznych akcjach Butlera i Embiida nawet wzrosła do 30 punktów. Dopiero udana końcówka Knicks (w tym dwie trafione trójki) pozwoliła lekko ją zredukować. Po trzech kwartach gospodarze prowadzili 93:68. Co tu dużo mówić, przy takiej grze Knicks – game over.
Czwarta kwarta była czystą formalnością. Coach Fizdale widząc co się dzieje, dał szansę gry rezerwowym. Sixers na początku wystawili pierwszą piątkę. Po kilku minutach, gdy upewnili się, że Knicks nie zaczną pościgu, to również wymienili cały skład na rezerwowych. W tym czasie Knicks nie mieli się czym pochwalić. Nieudane akcje indywidualne w ataku, błędy w obronie. Tragiczny mecz dla nowojorczyków. Ostatecznie Sixers wygrali 117:91.

Oceny indywidualne:
Enes Kanter (17 pkt, 6 zb, 1 as) – bardzo solidnie wyglądał w ataku. Miał solidną skuteczność, a dodatkowo, aż 5 zbiórek było w ofensywie. Mały kamyczek – aż 4 straty. A w obronie Embiid pokazał wszystkie wady Turka – kiepskie poruszanie się, kiepskie ustawianie się i oczywiście nieogarnianie zmian krycia.
Noah Vonleh (4 pkt, 7 zb, 1 as) – kolejny mecz, w którym miał problemy z faulami. Ale za rywali miał na zmianę Simmonsa i Embiida. Walczył na tablicach, ale w akcjach 1 na 1 zazwyczaj był bez szans.
Mario Hezonja (17 pkt, 5 zb, 1 as, 5 prz) – po słabym początku, rzucił 10 pkt – łącznie w całym meczu miał 17 (na średniej skuteczności, ale przynajmniej nie żałosnej). Pomimo kilku błędów, naprawdę solidnie wyglądał w obronie (m.in. dzięki temu te 5 przechwytów). Nie wierzę, że to piszę, ale był najlepszym zawodnikiem Knicks w tym meczu.
Tim Hardaway Jr (5 pkt, 1 zb, 3 as, 1 prz) – po tym jak czarny kot przebiegł mu drogę, rozsypał sól przechodząc pod drabiną. Katastrofa w ataku – 1/11 z gry i nic więcej nie trzeba pisać. Ponadto słabiutko w obronie, rywale mijali go jak chcieli.
Emmanuel Mudiay (3 pkt, 1 as, 1 zb) – jak już wszyscy zaczęli klaskać pośladkami nad jego grą, to przyszła zapaść. W ataku był statystą – oddał kilka niecelnych rzutów z dystansu i zniknął. W obronie w ogóle nie nadążał za swoimi rywalami (przede wszystkim Redickiem).
Kevin Knox (9 pkt, 7 zb, 1 as, 1 prz) – w porównaniu do poprzednich występów widać poprawę. Tylko nadal jest sporo poniżej oczekiwań. W ataku przynajmniej trafił w końcu kilka rzutów (może w końcu się przełamie). W obronie nadal zagubiony. Ale chociaż walczy na tablicach.
Trey Burke (7 pkt, 1 as, 1 zb, 1 prz) – znowu nie trafiał. Trzeba sobie zadać pytanie – gdzie jest Trey? Chyba nadal imprezuje w Bostonie.
Mitchell Robinson (5 pkt, 6 zb, 1 as, 4 bl) – postawił się Embiidowi (nawet raz go zablokował). Ale co z tego jak szybko łapał faule. W ataku żyje tylko z podań, a o to ciężko w zespole, który ma łącznie 14 asyst w meczu.
Allonzo Trier (8 pkt, 3 zb, 1 as) – w tym meczu rzut mu nie siedział, mimo tego, że potrafił się uwolnić spod opieki rywala. W obronie kilka błędów w ustawieniu i tak jak inni miał problem z utrzymaniem się blisko rywali.
Frank Ntilikina (2 as) – jego statystyki idealnie opisują wpływ na grę ofensywną Knicks – żaden. Najgorsze jest to, że w tym meczu kiepsko wyglądał w obronie. Gubił przeciwników na zasłonach, zostawiał za dużo miejsca. To nie jest progres.
Damyean Dotson (16 pkt, 4 zb, 3 prz, 1 bl) – dobre wejście w mecz. Nieźle grał w obronie, nawet przeciwko Butlerowi. Miał najlepszą skuteczność z graczy obwodowych, ale trzeba nadmienić, że większość punktów zdobył w ostatniej kwarcie
Ron Baker (1 as) – był na boisku. Czyli mecz zakończył się wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz